sobota, 28 maja 2011

Wieża Eiffela - mój punkt widzenia

Zawsze byłam bardzo zdziwiona jak może się komuś podobać kupa żelastwa, może zardzewiałego, wyrastająca ni stąd ni zowąd w centrum miasta. Oglądając wieżę na zdjęciach nie miałam pojęcia jaka jest naprawdę.                                                                                                                                               Pierwszy raz ujrzałam ją stojąc na tarasie placu Trokadero i był to widok niezapomniany - błyszcząca w słońcu złota konstrukcja, misterna niczym stara koronka, wysmukłą sylwetką strzelająca w niebo - jednym słowem cudo!!!  Tym bardziej byłam ciekawa, czy oglądana z bliska, nie straci nic ze swojego, oglądanego z pewnej odległości, uroku. No i stało się. Stanęłam na placu pomiędzy łapami wieży,  i z zadartą do góry głową podziwiałam metalowe sploty, łączące się najpierw w nogi a potem w wieżę. Gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że można się zakochać w solidnym kawałku metalu, to bym go wyśmiała. A jednak stało się. Zakochałam się i stan ten trwa do dnia dzisiejszego. Im wyżej windy wiozły mnie na szczyt tym bardziej rosło moje uczucie. A zapierający widok ze szczytu wieży - była piękna pogoda - stanowił ukoronowanie wrażeń. Wszystkim, którzy wybierają się do Paryża radzę, aby zarezerwowali sobie czas i pieniążki na wizytę pod, przy, na wieży, bo być w Paryżu i  nie być na wieży, to tak, jak być w Luwrze i nie widzieć Mony Lizy!                                                                                                                                                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz